Miłość bezwarunkowa

„Będę Cię kochał niezależnie od wszystkiego. Będę Cię kochał nawet jeśli nierozsądnie postępujesz. Nawet wtedy, kiedy się poślizgniesz i rozbijesz nos. Kiedy się mylisz, kiedy popełniasz błędy. A także wtedy kiedy zachowujesz się jak zwykły człowiek… – nawet wtedy będę Cię kochał”
Pino Pellegrino

Dominika zgłasza się na konsultację z powodu trudności w relacjach z partnerem. Ma bardzo wiele do niego zastrzeżeń. Pytam czy kocha mężczyznę, z którym żyje. Dominika: „Sama nie wiem. Bo on nie daje mi powodów do miłości. Nie spełnia żadnych moich oczekiwań. Za co mam go kochać? Za to, że siedzi przed telewizorem? Albo całe dnie go nie ma? Zdarzają się lepsze chwile. Wtedy nawet myślę, że go kocham. Ale potem znów jest tak samo. I wtedy myślę, że nie ma ani jednej przyczyny do tego, żebym go kochała.”

Inga przychodzi na spotkanie, ponieważ nie układa się jej w związku. Jej mąż pije, od dwóch lat nie pracuje. Inga utrzymuje dom z jednej nauczycielskiej pensji. Pytam czy chociaż mąż przejął na siebie obowiązki domowe. „Nie, skąd. Twierdzi, że ma depresję, bo nie może znaleźć pracy. Ale on jej nawet nie szuka. Myśli, że z nieba mu spadnie.”. „Czy mąż w związku z depresją się leczy?” – dopytuję. „Gdzie tam! On nie wierzy w lekarzy ani psychologów.” Inga czuje się bezradna. Jej wszelkie prośby i próby mobilizacji męża okazały się nieskuteczne. Moja pacjentka nie widzi wyjścia z sytuacji. „Przecież rozwieść się nie rozwiodę. Przysięgałam go kochać. Na dobre i na złe. Chyba na tym polega miłość, prawda?” „Na czym?” – chcę się dowiedzieć jak Inga to widzi. „No na miłości bezwarunkowej. Kochasz i już. Jeśli stawiasz komuś warunki to chyba nie możemy mówić o miłości, zgadza się?”

Ach te odwieczne pytania! Czym jest miłość? Czy kochamy za? Czy kochamy mimo? Czy w miłości mamy brać to co ktoś nam zechce dać i nie pytać o więcej? Czy mamy prawo stawiać warunki? Czy mamy prawo oczekiwać?
W ostatnim czasie „karierę” zaczęło robić pojęcie miłości bezwarunkowej. W rozlicznych artykułach i felietonach czytamy że „rodzice powinni kochać dzieci bezwarunkowo”, że „miłość bezwarunkowa do dzieci jest tym co wyposaża je w wysoką samoocenę”, że „w związkach powinniśmy pracować nad tym, żeby kochać bezwarunkowo” itp. Obserwuję, że moi klienci zaczynają się w tym gubić. Doświadczają poczucia winy, jeśli pojawią się u nich jakiekolwiek oczekiwania wobec dzieci czy partnerów. Lub też są rozczarowani, że ich mężowie czy żony nie potrafią przyjąć ich z pełną akceptacją dla wszystkich ich cech i zachowań. Zaczynają wątpić w jakość swoich związków. Lub też tak jak Inga w sposób szkodliwy pojmują to czym jest bezwarunkowa miłość. Są oczywiście i tacy, dla których bycie w związku oznacza głównie wpływanie na partnera, aby ten się zmienił, dostosował i odpowiedział na wszystkie nasze deficytowe potrzeby. Takim przykładem jest Dominika, choć myślę, że Dominika jest już na etapie kiedy zaczyna to rozumieć. Ja przytoczyłam nasze pierwsze spotkanie.
Czym jest więc bezwarunkowa miłość?
W tekstach dotyczących tego zagadnienia możemy przeczytać, że miłość bezwarunkowa to odczuwanie miłości niezależnie od wszystkiego. To pragnienie dobra i szczęścia dla kochanej osoby. To czerpanie radości z samego aktu kochania, a nie faktu bycia kochanym. To pełna akceptacja drugiej osoby niezależnie od jakichkolwiek warunków. Niezależnie od tego co ta osoba powie lub zrobi. To całkowita akceptacja bez powziętych z góry założeń, oczekiwań, żądań, pozbawiona pragnienia posiadania drugiej osoby. To dawanie sobie wolności. To równość. To pełne wsparcie dla wzajemnego rozwoju, indywidualności i niezależności. To zaufanie i przebaczanie. To koncentrowanie się na tym co wspólne. To gotowość do widzenia duchowej natury człowieka. Miłość bezwarunkowa wyklucza chęć kontrolowania, manipulowania, podporządkowywania, wykorzystywania, zazdrości, rywalizacji, obwiniania, ciągłej krytyki, ataku, obrony. Kochając bezwarunkowo rezygnujemy ze strachu, wzmacniania poczucia zagrożenia, odrębności czy izolacji, odrzucamy koncentrowanie się na różnicach. Czytamy też, że tak należy kochać.
A potem słucham audycji radiowej, w której jedna ze znanych blogerek i autorek książek o zdrowym żywieniu mówi, że nie pozwala swojemu synkowi na spożywanie trującego jedzenia i tłumaczy mu, że jeśli się kogoś kocha to czasem stawia się pewne ograniczenia. Z miłości.
I słucham dominikanina Adama Szustaka, który twierdzi, że „miłość bezwarunkowa to jedna z największych bzdur świata” oraz że „miłość musi powstawać o pewne warunki”. Żeby mogła być pełniejsza, żeby mogła wzrastać.
I bądź tu mądry. Więc jak należy kochać?
Mam kilka przemyśleń na ten temat.
Po pierwsze uważam, że jedno i drugie wcale się nie wyklucza. Ten brak sprzeczności odczuwam w momencie, gdy przyglądam się swojej relacji z moją kotką. Obdarzam ją miłością, karmię ją, dbam o nią zupełnie bezinteresownie, nie mam wobec niej oczekiwań, że będzie taka lub inna, przyjmuję ją taka jaką jest. Nie zmuszam jej do tego czego nie chce (chyba że coś zagraża jej bezpieczeństwu lub zdrowiu), nie próbuję jej sobie podporządkować. Ale to nie oznacza, że lubię wszystko co robi. To nie oznacza, że godzę się na wszystko. Że nie komunikuję jej swoich granic. Czy to oznacza, że wtedy kocham ją mniej? Nie. Czy moja złość czy irytacja na niektóre z jej zachowań sprawiają, że przestaję darzyć ją miłością? Ani trochę. Czy wszystko mi się w niej podoba? A gdzieżby. Czy mimo wszystko myślę, że jest doskonała taka jaka jest? Tak. Doskonała w swojej niedoskonałości. Myślę, że podobną postawę możemy przyjąć w relacjach z dziećmi, przyjaciółmi, partnerami. I co ważne – także w relacji ze sobą.
W swojej pracy rzeczywiście obserwuję, że wchodząc w relacje mamy potwornie dużo założeń: jaki powinien być partner, jakie powinny być nasze dzieci, jak powinien wyglądać związek; a wszystko co od tych koncepcji odbiega łączymy z brakiem miłości. Żądamy, obrażamy się, złościmy. Wzbudzamy poczucie winy. Zmieniamy naszych bliskich podług naszych wyobrażeń. W naszych relacjach jest mnóstwo strachu. I roszczeń. Czy takie związki są szczęśliwe? Nie. Jest w nich za to dużo rozczarowań, zarzutów, żalu, wzajemnych licytacji, oskarżeń. Partnerzy w takich związkach tęsknią do bycia akceptowanym. I z moich doświadczeń wynika, że jest to jedna z podstawowych wartości, jakiej brakuje nam w relacjach. Różnych – z rodzicami, dziećmi, przyjaciółmi,  partnerami. Kiedy mamy możliwość doświadczania pełnej akceptacji nas jako osoby – rozpuszczamy się. Mamy poczucie jakbyśmy wrócili do domu po długiej, męczącej podróży. W związkach, w których jest więcej akceptacji i miłości, niż strachu i wymagań obecne są radość, spokój, wzajemna ciekawość, zachwyt, zaangażowanie, poczucie pełni i głębi. Niestety, wielu z nas nie miało tyle szczęścia, by od swoich rodziców doświadczyć miłości, która pozbawiona jest założeń kim i jacy powinniśmy być. To powoduje, że sami mamy kłopot z obdarzaniem siebie taką miłością. Siebie i swoich partnerów. Ale kiedy już na swojej drodze spotkamy kogoś kto powie: „w porządku, taki jaki jesteś jest ok”, „takiego cię biorę, takiego cię kocham” – czujemy jak w nasze serca i żołądki wlewa się całe ciepło świata. Tak bardzo jest to ważne. I tego z pewnością mamy w swoich związkach za mało. Tak naprawdę uważam, że bez mądrej akceptacji stworzenie satysfakcjonującej relacji jest właściwie niemożliwe. Sceptycy mogliby w tym miejscu zapytać czy taka pełna akceptacja nie prowadzi do rozleniwienia czy spoczęcia na laurach. Moje doświadczenia wskazują, że kiedy czujemy się akceptowani chętnie dokonujemy dobrych zmian dla związku, chętnie go rozwijamy. Ponadto pamiętajmy, że akceptacja i miłość dotyczą partnera jako osoby. Nie oznacza to, że podoba nam się wszystko co robi. Że nie mamy swoich potrzeb. Że nie możemy wyrazić opinii na ten temat. Przeciwnie. Wyrażajmy je – potrzeby, opinie, niezadowolenie. Ale jest różnica czy dzieląc się z ukochanym swoimi emocjami robimy to po to, żeby wiedział jak się z jego zachowaniem czujemy, co o tym myślimy i czego byśmy chcieli, czy żądamy, żeby on czuł/myślał/robił inaczej. Szczególnie, że my tych zmian domagamy się nawet wtedy, kiedy nie dotyczą one ani bezpośrednio nas, ani naszego związku. Po prostu – chcemy, żeby było po naszemu. Ważne jest również to czy nasz przekaz brzmi: „to mi nie pasuje, jednocześnie to nie ma nic wspólnego z moją miłością do ciebie” czy też: „to mi nie pasuje, więc to zmień, a jak nie, to ja wycofuję miłość”. Ponadto kochanie kogoś, a bycie z kimś w związku to też nie zawsze jedno i to samo. Miałam pacjentkę, która odeszła od męża kochając go, ponieważ swoim zachowaniem ją krzywdził. Zrobiła to z miłości do siebie. W swojej dojrzałości doskonale wiedziała, że gdyby tego nie zrobiła w myśl fałszywie rozumianej miłości bezwarunkowej sprzeniewierzyłaby się miłości do siebie, a miłość pomiędzy nią a mężem uległaby wynaturzeniu. Nie mylmy miłości bezwarunkowej ze swoim prawem do ochrony: swoich potrzeb, swoich granic czy wręcz swojego zdrowia czy życia. To wypaczenie tego czym owa miłość bezwarunkowa jest.
Podsumowując: Jeśli miłość bezwarunkową rozumieć jako większą akceptację partnera jako osoby oraz wykluczenie kontrolowania, manipulowania, podporządkowywania, wykorzystywania, rywalizacji, obwiniania, ciągłej krytyki – to uważam to za dobry kierunek. Czy możliwy do zrealizowania? W pełni pewnie nie. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, a nasza emocjonalność nie jest doskonała. Ale jest do czego dążyć i to już jest bardzo wiele. W końcu droga jest celem. Należy jednak pamiętać, że dzielenie się sobą (swoimi emocjami, opiniami, potrzebami) jest nie tylko naszym prawem, ale wręcz obowiązkiem w relacji. Bez tego związek nie ma szans przetrwać. O wzrastaniu i rozwijaniu nawet nie wspomnę. Bowiem aby związek mógł być udany sama miłość nie wystarczy. Nawet bezwarunkowa.