Gdy mój partner o siebie nie dba

Do gabinetu psychoterapeuty często trafiamy z pomysłem zmiany partnera. Niekiedy takową potrzebę formułujemy wprost („proszę mi powiedzieć jak mam wpłynąć na męża”, „czy są jakieś techniki, żeby przekonać moją żonę..”), niekiedy nie do końca (niby przychodzimy w swojej sprawie, ale po drodze okazuje się, że najchętniej to dokonalibyśmy zmiany u kogoś innego, „jak on może zachowywać się w ten sposób?”, „czy ona nie powinna była zrobić to czy tamto?”). Zazwyczaj w takiej sytuacji terapeuta daje komunikat w stylu: „nie widzę, aby mąż/żona tu z nami siedział/a, zajmijmy się więc Panią/Panem” lub po prostu edukuje pacjenta, że mamy ograniczony wpływ na drugą osobę i że to co możemy zrobić, to zająć się sobą. Sobą w ogóle i w tej sytuacji czy w relacji, o której pacjent mówi. Zdarzają się jednak zgłoszenia, z których przebija szczera troska np. o zdrowie partnera lub o jego dbanie czy niedbanie o siebie i tu pojawiają się pytania: czy mamy prawo mieć w tej sprawie jakieś oczekiwania?, czy mamy prawo odwoływać się do partnera odpowiedzialności za swoje zdrowie i dbanie o siebie i do jego odpowiedzialności wobec nas, nas, których zdrowotne i inne zaniedbania partnera bezpośrednio dotyczą?, czy w takiej sytuacji zajęcie się sobą nie jest po prostu zlekceważeniem problemu?, na ile mogę mobilizować partnera do zmiany i jak to robić umiejętnie?, co, jeśli nic to nie daje? I pewnie jeszcze kilka innych.
Taki problem zgłasza np. Marcin: „Moja żona odkąd urodziła dziecko bardzo się zaniedbała. Przedtem liczyło się dla niej to jak wygląda, czy podoba się mnie i innym mężczyznom. Dbała o kondycję fizyczną, robiła dużo dla siebie. Zakochałem się w pięknej, zadbanej, interesującej kobiecie. Po narodzinach naszego syna żona przepadła. Mam wrażenie, że nie liczy się dla niej nic poza macierzyństwem. Na początku uznawałem to za naturalne. Nie miałem pretensji, że żona odstawiła na bok wszystko inne, łącznie z naszą intymnością. Kiedy po dwóch latach zacząłem poruszać ten temat, żona zrzucała swój brak chęci na wygląd. Mówiła, że źle czuje się w swoim ciele (żona przytyła w ciąży prawie 30 kg). Rozumiałem to ale byłem zły, że nic z tym nie robi. Odnosiłem wrażenie, że się z tym pogodziła. Próbowałem namawiać żonę na wspólny ruch. Nic z tego. Na basen nie pójdzie, bo się wstydzi, na bieganie jest za ciężka, roweru nie lubi. Kupowałem żonie karnety na siłownię, umawiałem wizyty u trenerów personalnych. Z żadnego żona nie skorzystała. Kiedy wykupiłem jej wizytę u dietetyka, obraziła się i nie odzywała się do mnie przez tydzień. Proponowałem żonie, żeby pojechała do Spa. Ja w tym czasie chciałem przejąć opiekę nad dzieckiem. Nic. Wszystkie moje sugestie odbijają się o ścianę. Zauważyłem, że im więcej jej o tym mówię, tym ona bardziej zamyka się w sobie. Nie sypiamy ze sobą. Nie jeździmy na wakacje do ukochanej Chorwacji, bo żona nie chce wyjść na plażę. Coraz mniej robimy wspólnie, bo wcześniej gros czasu spędzaliśmy aktywnie. U mnie się to nie zmieniło, nadal tak lubię. Żona zaniedbała wszystkie swoje pasje, nie tylko związane z ruchem. Przestała pracować, bo chce być z dzieckiem. Ok, stać nas na to. Tylko nie o to chodzi. Żona jest na mnie zła, że ciągle jej dulczę, żeby zrobiła coś ze sobą. A ja to robię z miłości i troski. No i pewnie też z obaw. Co będzie dalej? Boję się, że jak tak dalej pójdzie to kompletnie stracę zainteresowanie swoją żoną. Nie chcę tego. Ale czuję, że to do tego zmierza. Dodam, że nasz syn ma w tym momencie prawie 6 lat.”
Barbara: „Mój mąż choruje na cukrzycę. Ma przepisaną specjalną dietę, której oczywiście nie przestrzega. Za moimi plecami kupuje sobie kremówki, torty, eklerki i co tam jeszcze. Powinien się ruszać. Myśli Pani, że cokolwiek robi? Całe dnie ogląda telewizję i przegląda internet. 10 minut spaceru z psem wokół bloku, to cały jego ruch. Waży co najmniej 25 kg za dużo. Nie chodzi mi już o jego wygląd. Chodzi mi o jego zdrowie. Mój mąż opędza się ode mnie. Mówi, żebym dała mu spokój. Wtedy tłumaczę mu, że jak mu utną nogę (możliwe powikłanie w cukrzycy, przyp. autorka), to ja z tym wszystkim zostanę. No to on, żebym go wtedy gdzieś oddała. Przecież on wie, że tego nie zrobię. Mój mąż twierdzi, że jego zdrowie to jego sprawa. Nie zgadzam się z tym. Jego zdrowie to także moja sprawa. Czy ja mam prawo od męża wymagać, żeby zaczął o siebie dbać? ”
No właśnie. To jest zasadnicze pytanie. Na ile mamy prawo oczekiwać, żeby partner o siebie dbał? Otóż. To zależy o jakie dbanie i zaniedbanie partnera chodzi.
Sytuacja 1: Mamy wobec partnera bardzo sprecyzowane i nieelastyczne oczekiwania.
Mam pacjenta, który lubi kobiety bardzo szczupłe, bardzo umalowane i które ubierają się w określony sposób (krótka spódniczka, wysokie buty etc). Jego partnerka tak się właśnie prezentowała. Na kolacji, na dyskotece. Ale wiadomo, że Pani D. po domu w szpilkach nie chadza. Zdarza się, że w weekend się nie umaluje, a do sklepu pójdzie w ładnym, firmowym dresie. Pani D. w ciągu ostatniego roku przytyła ze dwa kilo. I nie zawsze zdąży umalować paznokcie do pracy. Pan Ł. jest mocno zawiedziony tym jak Pani D. odpuściła sobie dbanie o siebie.
Sytuacja 2: Mamy wobec partnera nierealne oczekiwania.
Pani U. urodziła 4 miesiące temu dziecko. Po porodzie Pani U. zostało kilka nadprogramowych kilogramów. Pani U. jest zmęczona i nie ma póki co siły jeszcze trenować na siłowni. Chce wrócić do sportu, ale może za miesiąc, dwa. Mąż Pani U. jest mocno zdegustowany wyglądem i funkcjonowaniem żony. Pan Z. jest zdania, że „jakoś inne kobiety mogą być w formie już w kilka tygodni po porodzie”. Pan Z. ma do żony pretensje, że potrafi cały dzień chodzić w szlafroku lub w poplamionej bluzce. Wyrzuca jej, że nie chce z nim sypiać. Pan Z. grozi żonie, że jeśli nie weźmie się za siebie, to się z nią rozstanie.
Sytuacja 3: Mamy podwójne standardy
Pan G. zarzuca żonie, że źle wygląda. Przezywa ją od „obwisłych, nieruchawych”. Panu G. przeszkadza, że żona nie wygląda już tak jak 20 lat temu. Przyglądam się Panu G. i Pani M. Pani M. wygląda świetnie. Wysoka, szczupła, elegancko ubrana, pachnąca. Za to Pan G. ma wyraźny brzuszek i przerzedzone włosy. Pytam Pana G. jak o siebie dba. Pan G. odpowiada z rubasznym śmiechem na ustach, że „codziennie bierze kąpiel”. I że „to kobiety są od dbania o siebie, a mężczyźni od podziwiania tych kobiet, które o siebie dbają”.
Sytuacja 4: Partner jest chory
Kiedy Pani I. wychodziła za mąż za Pana A., Pan A. był nieprzeciętnie przystojnym mężczyzną. Od tego czasu minęło 10 lat. Pan A. jest wyraźnie zmieniony. Waży też sporo więcej. Pan A. zachorował na chorobę związaną ze zmianami reumatycznymi. Do tego doszła depresja. Pan A. leczy jedno i drugie. Mimo to ma mało energii, duży apetyt i sporo śpi. Pani I., jak mówi, „nie tak to sobie wyobrażała”. Jest zdania, że mąż mógłby robić znacznie więcej, ale mu się nie chce. Uważa, że jest leniwy i użala się nad sobą. Pan A. twierdzi, że bardzo się stara i jak tylko czuje się lepiej, od razu to wykorzystuje. Na Pani I. nie robi to jednak wrażenia.
Sytuacja 5: Partner faktycznie o siebie nie dba
To są historie m.in. Marcina i Barbary.
Chyba każdy z nas chciałby, aby jego życiowy partner był jakoś tam zadbany. Pewnie dla każdego z nas oznacza to też różne rzeczy. Kiedy zauważamy, że mąż czy żona zaczyna siebie zaniedbywać, w pewien sposób oddziałuje to również na nas. Niektórzy jednak przez zaniedbanie rozumieją bycie od czasu do czasu po prostu bardziej naturalnym i swobodnym (sytuacja 1) lub mylą zaniedbanie z naturalnymi procesami (ciąża, powrót do formy po porodzie, upływ czasu, starzenie się, menopauza, andropauza etc, sytuacja 2). Czasami to co widzimy jako zaniedbanie jest związane z chorobą, która jest sprawą niezawinioną i niemożliwą do przewidzenia (sytuacja 4). Co ciekawe, wcale nierzadko zarzucamy partnerowi zaniedbanie, gdy sami powinniśmy uderzyć się w pierś (sytuacja 3). Czy w takich sytuacjach nasze oczekiwania są uprawnione? Moim zdaniem oczekiwanie, że w trakcie wspólnego życia nasze ciała (i nie tylko) nie będą się zmieniać jest halucynacją. I oczekiwaniem kompletnie nierealnym. To sprawia, że w naszym związku nie możemy też być sobą i czuć się swobodnie. Musimy cały czas żyć w napięciu, by realizować jakieś wygórowane standardy. Jeśli jeszcze sposób w jaki owe oczekiwania są komunikowane jest roszczeniowy i przemocowy („ja chcę, więc ty masz!”), to tym gorzej dla nas i dla związku. Możemy oczywiście mieć swoje indywidualne preferencje, ale ciągłe dostosowywanie partnera podłóg naszych wyśrubowanych żądań to nieporozumienie. Co innego natomiast faktyczne zaniedbanie partnera (historia Marcina i Barbary). Czy mamy wtedy prawo reagować? Oczywiście. Może nawet i obowiązek. W jaki sposób? To zależy. Czasem przydaje się więcej delikatności i dyplomacji, innym razem bardziej skuteczne okazuje się zdecydowane i stanowcze konfrontowanie partnera. Każda sytuacja jest inna. Ale mamy prawo o tym rozmawiać. Mamy prawo powiedzieć o naszym zatroskaniu, a nawet złości. O tym, że zaniedbanie partnera wpływa na naszą relację (na nasz seks, na zainteresowanie drugą osobą). Możemy mówić o swoich obawach dotyczących partnera, naszego związku, a także nas samych (co w przypadku konsekwencji, które dotkną również nas). Niekiedy mamy nawet prawo postawić warunki. Ale może się tak zdarzyć, że nasze starania nie przyniosą oczekiwanych rezultatów. Wtedy spotykamy się w własną bezsilnością. To trudne. W takim momencie nie pozostaje nam nic innego jak uznać własną niemoc i zadać sobie pytanie: Co ja na to? Co chcę z tym zrobić? Przychodzi moment, kiedy musimy przestać działać. Przynajmniej w rozumieniu wpływania na partnera. To czas na skierowanie uwagi w kierunku puszczenia i akceptacji tego, że nie na wszystko mamy wpływ. Z jednej strony to bolesne i frustrujące. Z drugiej – pełne lekkości i ulgi.