Emocje w czasach zarazy

To co się aktualnie dzieje dla wielu z nas jest sytuacją spełniającą wszelkie kryteria stanu prowadzącego do głębokich zmian w funkcjonowaniu człowieka. W skrócie – stan panującej epidemii może być dla niektórych osób po prostu traumą. Zagrożenie zdrowia i życia, niepewność ekonomiczna, poczucie utraty kontroli nad swoim życiem, wymuszona izolacja – to czynniki sprzyjające pojawianiu się w nas różnych trudnych emocji oraz wynikających z nich określonych reakcji. Moi pacjenci mówią przede wszystkim o wzmożonym niepokoju, napięciu i drażliwości. Niektórzy doświadczają spadku energii, inni przeciwnie, są nadaktywni, nie wiedzą jak oddać nadmiar energii, który mają. Niektórzy więcej piją, więcej palą, więcej jedzą, więcej krzyczą. Nasze ciała też często mają się gorzej. Pacjenci, którzy są samotni odczuwają ten stan jako szczególnie deprymujący. Ci, którzy spędzają kwarantannę z rodziną już zaczynają mówić o kryzysach. Oczywiście, nie dla wszystkich sytuacja pandemii jest tak trudna. Ci, dla których niewiele się zmieniło, którzy są bardziej introwertywni, mają poczucie, że nawet coś w tej sytuacji zyskali (np. czas) radzą sobie dobrze. Ale jak wynika z badań, co najmniej połowa respondentów, a przypuszczalnie ta grupa będzie przyrastać, potrzebuje pomocy. Niekoniecznie od razu trzeba wybierać się do fachowca, choć jeśli zasłyszane sposoby nie są dostatecznie skuteczne i to warto rozważyć. Ale najpierw o tym jak sobie pomóc w warunkach domowych.
Moje doświadczenia z trudnymi emocjami są takie, że zbyt często sięgamy do sposobów, które są po prostu nieskuteczne. Niektóre z nich może i przynoszą chwilową ulgę ale w dłuższej perspektywie szkodzą nam i naszym relacjom, kolokwialnie mówiąc – rozwalając nas i je od środka. Co więc z niewygodnymi uczuciami robimy? Zaprzeczamy im i je tłumimy: „ależ skąd, czuję się świetnie”, choć tak naprawdę jest inaczej; oceniamy je: „nie powinnam się tak czuć”, „to głupie reagować w ten sposób”, „to oznacza, że jestem słaba”; nakręcamy spiralę lęku: „wszystko jest nie tak, co teraz będzie, wszystko się zawali”; obwiniamy siebie: „mogłem to przewidzieć”; innych: „to oni karzą mi siedzieć w tym domu”; używamy agresji.
Co możemy robić w zamian? Po pierwsze zdać sobie sprawę z tego, że emocje, które przeżywamy są w tej sytuacji zupełnie naturalne. Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy jest sytuacją w jakimś sensie esktremalną. Nieporównywalną do końca z niczym innym, co większość z nas przeżyła. Nic dziwnego, że czujemy lęk. W tym o czym mówię zawarty jest już pierwszy sposób na pomoc samemu sobie. Znormalizowanie pojawiających się emocji, paradoksalnie, może przynieść nam sporo ulgi. Emocje warto przyjąć i uszanować. One nie przychodzą od tak. Nie przychodzą, by nam uprzykrzyć życie. Przychodzą po coś i przynoszą ze sobą ważne informacje. Na początek więc pozwólmy je sobie po prostu poczuć. Nie uciekajmy w popłochu. Sprawdźmy w którym miejscu w ciele się pojawiają. Nazwijmy je. Czy to niepokój? Tęsknota? Gdy już je zauważymy i pozwolimy im chwilę być, poczujemy je i rozpoznamy, możemy zadać sobie pytanie czego potrzebujemy. Bo każda z tych emocji właśnie z taką informacją przychodzi. Lęk? Potrzebujemy się uspokoić. Tęsknota? Potrzebujemy kontaktu z bliskimi. Napięcie? Potrzebujemy się rozluźnić. Ktoś mógłby pomyśleć – nic odkrywczego. Mam obserwacje, że jest wprost przeciwnie. Dla wielu osób takie podejście do emocji jest nowe. Zrozumienie emocji działa uspokajająco. W końcu wiemy o co nam chodzi. Teraz tylko możemy poszukać sposobów na to, żeby zabezpieczyć te potrzeby, z których zdaliśmy sobie sprawę. Tęsknimy? Dzwonimy, szukamy różnych dróg kontaktu. Babcia jednej mojej pacjentki już nauczyła się obsługiwać komunikatory z możliwością wizji, do tej pory dla niej niedostępne. Boimy się? Angażujemy się w szukanie tego co może nas ukoić. Tych sposobów jest wiele. Nie, nie ma złotych środków, recept dobrych dla wszystkich. Dorośnijmy, jeśli już nie jesteśmy dziećmi. Nie będzie łatwo, nie będzie szybko. Wypracowanie kluczowych kompetencji w czasach pandemii czyli cierpliwości, elastyczności, adaptacyjności i oparcia w sobie mimo niespokojnych okoliczności to nie lada zadanie. Moim pacjentom pomaga kilka rzeczy. Po pierwsze sprowadzenie swojego życia właściwie do jednego dnia. Kiedy mamy poczucie, że nie ogarniamy, ogarnijmy najbliższe kilka godzin. Wieczorem lub rano zaplanujmy dobę. W ten sposób wiemy do czego wstajemy, nadajemy dniu rytm i sens. Wyznaczajmy sobie krótkoterminowe cele, takie jak choćby sprzątnięcie szuflady czy upieczenie ciasta. Będziemy w ten sposób mieć poczucie odzyskiwania względnej kontroli nad swoim życiem. Szukajmy sposobów na to, by nie wybiegać w przyszłość. Nie straszmy się. Drobne zadania dnia codziennego, zajęcie się czymś mogą w tym pomóc. Szukajmy balansu: pomiędzy działaniem a niedziałaniem; pomiędzy byciem ze sobą a byciem z innymi; pomiędzy powagą a obśmiewaniem wszystkiego; pomiędzy optymizmem a pesymizmem. Tych pomiędzy jest pewnie więcej. Poodróżniajmy też. Pozwolenie sobie na emocje nie jest tym samym co całkowite się im poddanie. Próba zobaczenia czegoś dobrego w tak trudnej sytuacji nie jest zaprzeczaniem, że jest trudno. Odrabianie swoich lekcji rozwojowych (czego ma mnie to nauczyć, o czym to dla mnie jest) nie jest odrealnieniem kiedy trzeba szukać sposobów na zarabianie na życie. Pomaga też zrobienie sobie listy swoich zasobów. Czyli wszystkiego tego co jest naszą siłą i wsparciem: nasze cechy, umiejętności, doświadczenia, sprzyjające okoliczności, inni ludzie.
Wszystko to o czym napisałam może być nie tylko skuteczną pomocą sobie w tak trudnej sytuacji, z jaką mierzymy się teraz ale może też stanowić profilaktykę w tym, aby niewygodny acz naturalny stan w jakim jesteśmy nie przerodził się w coś gorszego. Jeśli jednak wymienione przez mnie sposoby nie odniosą pożądanego rezultatu warto skorzystać z pomocy fachowca, który pomoże poszerzyć i pogłębić zakres naszych możliwości w radzeniu sobie.